A oto nasz Kocur po kastracji, obrażony....
Kastracja przebiegła mega pomyślnie. Prawie... Najpierw trzeba było ukryć miskę z jedzeniem, już o godzinie 21 co zaskutkowało, tym, iż już o godzinie 6 rano obudziłam się gryziona przez głodnego kota! Nie dawał żyć...poszłam do sąsiadki na kawę. Zawiozłam go na 9:30 i uciekłam z miejsca zbrodni:) Przed nami przyjęto tego dnia 3 koty do kastracji, zabiegi i operacje zaczynają się w klinice o godzinie 13. Jako, że byliśmy 4 w kolejce, Pani uprzedziła, że będzie dzwonić ok godziny 18 lub 19,żeby prosić o odebranie stwora. I cóż nastąpiło? Miła Pani zadzwoniła już o 15 i oznajmiła,że Rysia można odebrać za pół godzinki, ponieważ wzięli go jako pierwszego. Dlaczego i jak się wepchnął przed kolejkę? No jak? No podobno tak się darł, że zestresował pozostałe koty i też zaczęły się drzeć.....Natomiast po zabiegu odzyskał sprawność umysłu w zastraszającym tempie i był gotów do odbioru. Pomijając fakt, że obrażony był niekocio na mnie....pierwsze co zrobił to wskoczył na kanapę, zanim zdążyłam go powstrzymać- zgodnie z zaleceniem lekarza, żeby kot nie próbował nawet skakać. No spał dużo. Wieczorem dostał już skromny posiłek i obraza minęła. Na drugi dzień Kot był jak NOWY! Skakał, ganiał za myszką, kulał się i mruczał:) Aż miło patrzeć, Dzisiaj byliśmy na kontroli. Wszystko jest w porządku, wyniki krwi , na które czekaliśmy bo były bardziej wnikliwe, sa bdb! Trzustka, wątroba, wszystko w normie, żadnych stanów zapalnych, niczego. Jesteśmy 3 dzień na probiotyku, będziemy zmieniać karmę na Hills'a i/d i mamy ją utrzymać przynajmniej pół roku, na razie wszystko wskazuje na alergię pokarmową....
Tyle u nas.
Waga mimo ubytku 4,4 kg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz